Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi EXARKUUN z miasteczka Skierniewice. Mam przejechane 19626.20 kilometrów w tym 3277.85 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 23.66 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 10560 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy EXARKUUN.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2014

Dystans całkowity:74.00 km (w terenie 70.00 km; 94.59%)
Czas w ruchu:05:10
Średnia prędkość:14.32 km/h
Maksymalna prędkość:60.00 km/h
Suma podjazdów:1350 m
Maks. tętno maksymalne:189 (99 %)
Maks. tętno średnie:169 (88 %)
Suma kalorii:4200 kcal
Liczba aktywności:1
Średnio na aktywność:74.00 km i 5h 10m
Więcej statystyk
  • DST 74.00km
  • Teren 70.00km
  • Czas 05:10
  • VAVG 14.32km/h
  • VMAX 60.00km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • HRmax 189 ( 99%)
  • HRavg 169 ( 88%)
  • Kalorie 4200kcal
  • Podjazdy 1350m
  • Sprzęt Epic
  • Aktywność Jazda na rowerze

Daleszyce 2014

Poniedziałek, 14 kwietnia 2014 · dodano: 14.04.2014 | Komentarze 0

Ludzie powiadają, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki… niesłusznie :)
Daleszyce pokazały że się wchodzi, a w zasadzie wjeżdża i to bardzo długo.

Początek tej opowieści sięga zimowych miesięcy kiedy to mój serdeczny przyjaciel roofoos (chyba pod wpływem jakiś środków odurzających) wymyślił , że powtórzymy naszą eskapadę z 2011 do Daleszyc – mówię OK ale może FUN? Nie, nie – jedziemy MASTER! Pamiętałem doskonale cierpienie z tej trasy – bolało mnie wszystko (przed, w trakcie i po), nie mogłem wejść na 2 piętro po schodach.
Sceptycznie podchodziłem do tego dystansu, po głowie szalały myśli i wspomnienia moich katuszy jakie przeżywałem na trasie. No ale postanowione – dałem radę wtedy to przejadę i tym razem.
Sądny dzień nadszedł szybciej niż myślałem choć noga pracowała pod biurkiem ze 2 tygodnie wcześnie. Dodatkowo 13-ego – dobrze cholera, że nie piątek :]
Wstałem punktualnie z 15 minutowym spóźnieniem – naszykowałem graty dzień wcześniej wiec tylko kawa, kupa i po rower. Walczyłem dobre kilka minut z odpięciem koła – no jak laik w lewo w prawo szarpię, motam się – JEST! Fura do bagażnika, bo już roofoos dzwoni , że gotowy do odlotu.
Podbijam po ziomka montowanie fur, czeklista i ogień – LOT Daleszyce nr 13042014 opóźniony ale nie odwołany! :D
W trasie spokojnie, za wyjątkiem małych incydentów co to wypalają oczy razem z mózgiem poszło całkiem sprawnie – humory dopisywały – do startu. Po sprawnym odbiorze numerów i śniadaniu u tiffaniego lecimy na start.



Na rynku w Daleszycach przed startem wszyscy uczciliśmy pamięć zmarłego Marka Galińskiego i w drogę na początek… Ruszyła maszyna po szynach ospale. Nagle gwizd – Poooooooszli. No co za tempo asfalt co prawda ale na szosie tak nie śmigam J Trzymam roofoosa w zasięgu wzroku. Wkrótce szutry i LAS i góra i dół i góra i dół – no trasa tak interwałowa, że nie było czasu złapać dłuższego oddechu. Oglądam się roofoosa nie ma – hmmmmmm. Postanawiam, że zaczekam na pierwszym bufecie i nagle psyyyyyyyyyyyyyyyy! Guma tył! Super. Schodzę na pobocze i zabieram się za wymianę. Pompuję i jest roofoos. Użycza mi pompki – bo moja szuka już grzybów w lesie :[ (tak na marginesie to mam szczęście do „dobrego” sprzętu).
Lecimy dalej i znów góra, dół, góra, dół – i tak do wyrzygania. Mini bufet i ognia. Patrzę, że ziom znów przepadł bez wieści – jadę swoje. Podjazd pod Zamczysko masakra, a zjazd? Masakrado kwadratu.

Na kolejnym bufecie czekam na roofoosa – czekam, czekam nic. Mówię dobra jadę. Ale zaczekałem jeszcze na górce – JEST! Dalej lecieliśmy już razem bo kolega stwierdził, że cierpi i to mocno – tak na marginesie karta się odwróciła, tym razem to ja go podholowałem. Dojechaliśmy razem do mety z czasem 5h 11min – to i tak lepiej niż w 2011. Nie chciało nam się już nic, za wyjątkiem usadzenia 4 liter w samochodowych fotelach – reanimujemy się jeszcze na BP kawą i gorącym psem i łapiemy azymut na Skierniewice.
To kolejny nasz „popisowy” wyczyn ale przyjemnie było znów pośmigać na góralu. Maraton bardzo trudny – dla nas z takim przygotowaniem BARDZO, BARDZO ale daliśmy radę, a to przecież w życiu najważniejsze. Nie poddać się mimo, że idzie pod górę.
Z dobrych tekstów jakie udało mi się zapamiętać (bo po tej wyprawie zapomniałem jak się nazywam) to ten, który roofoos wypowiedział przy Casto.
Wracamy, ludzie wychodzą z kościoła z palmami, mówię: ooo dziś niedziela palmowa – ciekawe jak nazwać ten nasz dzisiejszy epicki wyczyn?
Na to roofoos: nie wiem ale od 30km miałem w głowie tylko jeden tekst: „Ta ostania niedziela…” Polałem się :)


Kategoria Wyścig