Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi EXARKUUN z miasteczka Skierniewice. Mam przejechane 19626.20 kilometrów w tym 3277.85 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 23.66 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 10560 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy EXARKUUN.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2016

Dystans całkowity:48.00 km (w terenie 48.00 km; 100.00%)
Czas w ruchu:02:10
Średnia prędkość:22.15 km/h
Liczba aktywności:1
Średnio na aktywność:48.00 km i 2h 10m
Więcej statystyk
  • DST 48.00km
  • Teren 48.00km
  • Czas 02:10
  • VAVG 22.15km/h
  • Sprzęt Epic
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

"cipy" są?

Sobota, 17 września 2016 · dodano: 17.09.2016 | Komentarze 1


Co to za wpis, ktoś zapyta? Ano są. Tak to właśnie odbywa się na Mazowi i chyba nikt tego nie zmieni. Dla mniej wtajemniczonych wyjaśniam - oczywiście chodzi o pomiar czasu ale wrażenie jest – nie ma co :)
Zacznę jednak od początku.
Start w maratonie MTB po 2 latach postu to nie przelewki – nawet w Rawie można się potyrać i to zacnie.
Skusiłem się i ja bo przecież nie można robić NIC i być z siebie dumnym, trzeba robić COŚ i to COŚ właśnie nas kształtuje. Coś, które tworzy historię i powoduje, że na stare lata będziemy mogli dzieciom/wnukom powiedzieć „tak zrobiłem to”
Przygotowania zacząłem od „serwisu” speca bo od jakiegoś czasu głównie stał w koncie i się kurzył, miałem nawet myśli, że może warto go spieniężyć i kasę wydać na inne przyjemności. Spec wyglądał całkiem nieźle ale szybko okazało się, że ma jednak kilka „ukrytych wad” luzy na korbie, pęknięte kółko tylnej przerzutki – co mogłem to poprawiłem w duchu modląc się aby sprzęt podał przynajmniej te ostanie w tym roku 48km. Dał radę.
Zapakowałem się z gratami już dnia poprzedniego i w sobotę rano zostało mi tylko śniadanie z Sheratona i wylot. Skrobnąłem jeszcze kontrolnego SMS-ka do zioma że start 8:30 zalałem Contigo kawą i w drogę. Dojazd całkiem sprawnie bez większych przygód no chyba że wliczymy w to postój na wahadle w Nowym Kawęczynie.
Docieram na miejsce „spiker cedzi ostre słowa”, miasteczko rowerowe budzi się ze snu – podbijam do biura, podpis i z ust miłej pani pada magiczne zdanie „to będzie razem 100zł” (to chyba nie wymaga komentarza) 100 za spuszczenie sobie wpierdolu to jednak rozbój w biały dzień – no ale tak to jest jak się startuje raz na 100 lat – 100-ka na 100 lat :) w sumie może być. Numer odebrany można napierać.
Za chwilę witam się z ziomem. Podbił z rodzinką – dziś Junior startuje wiec podgrzewam atmosferę i buduję ducha zwycięstwa w chwili gdy roofoos rejestruje się jako opiekun na hobby i odbiera numerek. Szybki montaż towaru i gotowi do drogi. Teraz uwaga bo w tej chwili wyjaśni się skąd te „cipy”. Ustawieni w sektorach cierpliwie czekamy na start Hobby mistrz ceremonii po przemówieniu C.Z. zaczyna magiczny i nieśmiertelny wywód „kaski są? I wszystkie dzieciaki zgodnym chórem SĄ!!! Chipy są? – pada gromka odp. SĄ!!! Duch bojowy jest? JEEEEST!!! No to 10-9-8-7… i poszli.
Młody zacnie dawał radę, walczył zacięcie i szarpał ostro do przodu. My mu dzielnie towarzyszyliśmy rozgrzewając nogę a jednocześnie podkręcając jego morale. Po młodym przyszedł czas na starszaków. Ustawiliśmy się w jakże zacnym gronie w 11 sektorze – Kuba Sienkiewicz śpiewał kiedyś o nim taką wpadającą w ucho nutę „to jest już koniec, nie ma już nic…” tak, tak to właśnie my 11 sektor najlepsi z najlepszych, ludzie lepszego sortu - inni stali tam gdzie kiedyś stało ZOMO :)

Po tym jak czołówka była już na rozjeździe MEGA-GIGA wystartowaliśmy. Ogień od początku. Trasa na starcie głównie utwardzona nakładką bitumiczną, pocznie przez ONR zwaną ASFALTEM no i szutry, trochę piachu – w skrócie SZYBKO i tak praktycznie non top color. Niebieska koszulka zniknęła mi z oczu już na pierwszym zakręcie, a ja tłumacząc sobie ciągle „jedź chłopie swoje” szarpałem sam jak głupi i walczyłem z wiatrem mijając kolejnych zawodników. Zdziwił mnie gość, z którym ciągle się zaginałem raz ja raz on. W końcu stwierdził „jedź pierwszy, bo ja nie lubię jechać z przodu” no kur… a kto lubi??? Nie wiem może Frome, albo inny Quintana ja w każdym razie wole ciepłe koło zwłaszcza jak wieje. No nie tym razem bo zawodnik jednak nie podał i zmieniłem go już na stałe. Kolejni odpadali a roofoos’a ani śladu. Bufety przeleciałem na pełnej bombie łapiąc w garść po żelu i to za drugim razem zaklejonego na ful.
Za tempo na początku wyścigu przyszło zapłacić mi w końcówce małe podjazdy blokowały mnie jakbym wjechał w jeszcze niezastygły cement, w końcu słychać już „wodzireja” tej zabawy a to może oznaczać tylko jedno: META. Zastosowałem więc do rad klasyka i zacząłem NAP...Ć na ostatnich kilometrach w trupa. W końcówce jednak nie dałem rady wyprzedzić gościa, z którym jechałem od jakiegoś czasu – ograł mnie na kresce i to o dobre kilka metrów. Przybiliśmy 5 na mecie i to jest najfajniejsze, potem poszedłem umierać.
Spiknęliśmy się z ziomem za chwilkę i postanowiliśmy uzupełnić węglowodany. Jedna rzecz się na Mazowi nie zmieniła – MAKARON. Zawsze był gówniany ale dziś wyjątkowo mi nie podpasił mimo, że panie koncertowo okrasiły go kurczakiem – chyba został im z zeszłej imprezy strogonow. Bleee.
To tyle moi drodzy z tej imprezy – było fajnie, serio, mimo że czas na 48km 2:10 nie powala, tego nie da się opowiedzieć to trzeba przejechać.
Pozd[ROWER]


Kategoria Wyścig