Info
Ten blog rowerowy prowadzi EXARKUUN z miasteczka Skierniewice. Mam przejechane 19626.20 kilometrów w tym 3277.85 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 23.66 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 10560 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2020, Wrzesień2 - 0
- 2020, Sierpień1 - 0
- 2020, Lipiec1 - 0
- 2019, Wrzesień1 - 0
- 2019, Lipiec2 - 0
- 2019, Czerwiec1 - 0
- 2019, Maj3 - 0
- 2019, Kwiecień2 - 0
- 2018, Czerwiec2 - 0
- 2018, Maj1 - 0
- 2018, Kwiecień2 - 0
- 2018, Marzec1 - 0
- 2018, Styczeń1 - 0
- 2017, Sierpień1 - 0
- 2017, Lipiec2 - 0
- 2017, Czerwiec1 - 1
- 2017, Kwiecień3 - 4
- 2017, Styczeń1 - 0
- 2016, Wrzesień1 - 1
- 2016, Sierpień1 - 1
- 2014, Maj1 - 0
- 2014, Kwiecień1 - 0
- 2014, Styczeń1 - 0
- 2013, Wrzesień2 - 1
- 2013, Sierpień5 - 2
- 2013, Lipiec10 - 5
- 2013, Czerwiec11 - 0
- 2013, Maj11 - 5
- 2013, Kwiecień7 - 0
- 2013, Styczeń1 - 0
- 2012, Grudzień3 - 0
- 2012, Listopad11 - 0
- 2012, Październik10 - 1
- 2012, Wrzesień21 - 4
- 2012, Sierpień15 - 0
- 2012, Lipiec20 - 2
- 2012, Czerwiec10 - 1
- 2012, Maj8 - 11
- 2012, Kwiecień12 - 28
- 2012, Marzec15 - 6
- 2012, Luty9 - 2
- 2012, Styczeń15 - 10
- 2011, Grudzień1 - 0
- 2011, Wrzesień9 - 7
- 2011, Sierpień9 - 7
- 2011, Lipiec9 - 8
- 2011, Czerwiec11 - 37
- 2011, Maj15 - 45
- 2011, Kwiecień6 - 25
- 2011, Marzec15 - 150
- 2011, Luty9 - 8
- 2011, Styczeń11 - 0
- 2010, Listopad9 - 0
- 2010, Październik4 - 0
- 2010, Wrzesień7 - 0
- 2010, Sierpień5 - 0
- 2010, Lipiec1 - 0
- 2010, Czerwiec2 - 0
- 2010, Maj5 - 1
- 2010, Kwiecień4 - 0
- 2010, Marzec2 - 0
- 2010, Luty2 - 0
- 2009, Grudzień3 - 0
- 2009, Listopad5 - 0
- 2009, Październik4 - 0
- 2009, Wrzesień5 - 0
- 2009, Sierpień4 - 0
- 2009, Lipiec8 - 0
- 2009, Czerwiec10 - 0
- 2009, Maj5 - 0
- 2009, Kwiecień8 - 0
- 2009, Marzec5 - 0
- 2009, Styczeń2 - 0
- 2008, Październik1 - 0
- 2008, Wrzesień8 - 0
- 2008, Sierpień11 - 0
- 2008, Lipiec17 - 0
- 2008, Czerwiec15 - 2
- 2008, Maj8 - 0
- 2008, Kwiecień13 - 2
- 2008, Marzec5 - 0
- 2008, Styczeń3 - 0
- 2007, Październik1 - 0
- 2007, Wrzesień2 - 0
- 2007, Sierpień7 - 2
- 2007, Lipiec4 - 0
- 2007, Czerwiec1 - 0
- 2007, Maj1 - 0
- 2007, Kwiecień1 - 0
Wyścig
Dystans całkowity: | 3876.20 km (w terenie 1583.00 km; 40.84%) |
Czas w ruchu: | 167:07 |
Średnia prędkość: | 23.19 km/h |
Maksymalna prędkość: | 67.00 km/h |
Suma podjazdów: | 8953 m |
Maks. tętno maksymalne: | 198 (104 %) |
Maks. tętno średnie: | 203 (106 %) |
Suma kalorii: | 44912 kcal |
Liczba aktywności: | 74 |
Średnio na aktywność: | 52.38 km i 2h 15m |
Więcej statystyk |
- DST 57.00km
- Czas 01:51
- VAVG 30.81km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Szosomania - stage 1
Niedziela, 21 kwietnia 2013 · dodano: 21.04.2013 | Komentarze 0
Brakowało mi tego przez całą zimę. Tradycyjnie bez większych sukcesów, wiało strasznie chyba z każdej możliwej strony. Fajnie było znowu się ścigać - pogoda podała wiec cieszę się podwójnie :)
foto ze zbiorów ŻTC
- DST 53.00km
- Teren 40.00km
- Czas 04:56
- VAVG 10.74km/h
- VMAX 67.00km/h
- Kalorie 2559kcal
- Podjazdy 1813m
- Aktywność Jazda na rowerze
Nic dodać nic ująć - czyli Istebna na koniec sezonu
Niedziela, 30 września 2012 · dodano: 01.10.2012 | Komentarze 1
Kiedyś myślałem, że maraton w Otwocku był trudny, potem myślałem, że MASTER w Daleszycach to był szczyt szczytów, a dziś wiem, że to wszystko to była zabawa w MTB - takie kolarskie przedszkole!
Maraton w Istebnej u Pana Golonki zaczęliśmy od 6h w aucie... Polskie realia, nie ma co. Dobrze że humory dopisywały to przynajmniej droga mijała całkiem sprawnie.
Ponieważ w Wiśle miałem jeszcze służbową sprawę do załatwienia w Urzędzie Gminy cisnę już gaz do podłogi - i tu niespodzianka, wpadamy pod UG kilkanaście minut przed 15 i co? i nic BAR CLOSED! czynne do 13! FUCK.
Po spotkaniu "u Śliwki" staram się namierzyć telefonicznie roofoos'a - nadaje z jakiegoś szczytu, podaje współrzędne i namawia mnie na górską wspinaczkę. W tenisówkach słabość ale dałem się namówić. Spocony i zasapany witam na szczycie roofoos'a słodkim "dzięki kurwa!" Odtajam, pstrykam fotkę i schodzimy w dół do auta.
Kierunek na kwaterkę obrany - docieramy w mgnieniu oka choć ziom wybrał opcję "tanio i cholernie daleko od cywilizacji". Przegrupowanie i meldunek, ogólnie klasa. Szkoda tylko, że Pani chciała nam dać pokój z jednym łóżkiem :] całe szczęście wolny był też ten z dwoma... Wiecie roofoo's nie goli nóg!
Z rana pobudka całkiem wcześnie i szykowanie do startu - rytuał w postaci sprawdzania co zabraliśmy, a czego nie odfajkowany - rezultat - roofoos nie ma kasku! STRES! Staram się pocieszyć zioma, że bankowo w biurze zawodów coś mają dla takich "amatorów" kolarstwa jak On. Kolega nie dał mi wiary i pisał już czarny scenario jak to będzie jechał "rekreacyjnie" bez numeru i generalnie chujnia z grzybnią!
Chciałem jeszcze w tym miejscu nadmienić, że roofoos wpadł wieczorem na genialny pomysł - ponieważ od kwatery do Istebnej mamy 8km to bankowo skoczymy na start rowerami! No tak można ale musielibyśmy wstać o jakiejś 3 w nocy (start Mega 11:00). Spakowani jednak do auta i podbijamy do BZ - okazuje się, że w BZ nie mają kasków w gratisie do numerów startowych :/ słabość, zaczynamy poszukiwania. Szczęście przychodzi szybko - Panowie z biketires.pl pożyczają roofoos'owi kask i jest SUPER! możemy startować.
Przed startem robimy mały rekonesans i ustawiamy się w najbardziej ekskluzywnym sektorze - OSTATNIM! Start opóźniony kilka minut, w końcu jednak przychodzi sakramentalne odliczania i naciskamy na pedały. Początek trasy całkiem sympatiko asfalcik, nikt raczej nie kozaczy.
Szybko jednak przekonuję się, że dziś jesteśmy w górach a nie na Mazovi w Rawie Mazowieckiej - tempo z 25-30km/h spada do 5-10km/h w porywach do 15, a w porywach dolnych do 3km/h. Dodatkowo współbiczownicy wsiadają na psychę bo jak to oni jadą, a ja będę prowadził??? Cisnę! Początek idzie sprawnie cały czas mam roofoos'a w zasięgu wzroku - oczywiście do czasu. Na jednym z podjazdów koło buksuje i z jazdy nici podbiegam na małe wypłaszczenie wskakuję na rower ale kolegi już więcej nie zobaczę tego dnia - no oczywiście po za metą. Coby się zbytnio nie rozpisywać trasa biegła pionowo w górę i pionowo w dół - dalsze podjazdy to dramat - brak siły w nogach doprowadził do stanu "wprowadzania" roweru z przysłowiowego buta - nadrabiałem za to na zjazdach - pełen ogień! 69km/h w terenie to raczej nie zjeżdża się codziennie :)
Widoki pyszne - w chwilach kiedy to pot z czoła nie zalewał mi oczu zerkałem na lewo i prawo po okolicy - to jest to! Nie uświadczysz tego nigdzie indziej.
Trasa piękna, jak dla mnie zajebiście trudna - oczywiście w skali organizatora to zaledwie 4 (na 6) - tak na marginesie: na takiej 6-tce to chyba "lawiny zapierdalają pod górę" BANKOWO!
Pod koniec trasy organizator zapewnił jeszcze mega atrakcję w postaci karkołomnego zjazdu po śliskich korzeniach. Ja oczywiście byłem w formie wiec rower sprowadzałem - ale podobno to żaden wstyd!
tak robią to mistrzowie:
tak robią to amatorzy - albo ci co mają jeszcze trochę oleju pod kopułą
a tak kończą ci co myślą, że są mistrzami
Po zaledwie 4 godzinach i 56 minutach tej drogi przez mękę docieram do mety - roofoos już dawno ostygł, 19 minut to mówi samo za siebie: można zjeść, przebrać się, wykąpać i spakować w drogę do domu. Słabość ale i tak bywa - nie będę płakał, bo wrażania były wspaniałe, a wręcz nie do opisania. Zamieniamy jeszcze kilka słów z roofoo'em na mecie i spadamy do bazy.
Podsumowując - jeśli myślisz, że jesteś dobry w MTB, przyjedź do Golonki - Oni szybko wybiją ci to z głowy! Aaaaa i jeszcze jedno zasługuje na uwagę - czas zwycięzcy Mega 2:45, Giga czyli +20km i 1000m przewyższenia więcej to 3:27 SZACUNEK!
Ps. Załączone fotki pochodzą ze strony organizatora i forum - zamieściłem je tu bez zgody właścicieli ale mam nadzieję, że się nie obrażą. Dzięki za uwiecznienie tych wspaniałych chwil.
- DST 60.00km
- Teren 60.00km
- Czas 03:55
- VAVG 15.32km/h
- Sprzęt Epic
- Aktywność Jazda na rowerze
Galiński MTB Maraton 2012
Niedziela, 2 września 2012 · dodano: 03.09.2012 | Komentarze 3
Ależ to była jazda!
Zacznę od początku bo wszystko jest istotne :)
Wystartowaliśmy od roofoos'a kilka minut po 7, kolega nie dodawał otuchy opowieściami o trudach trasy z 2011 i czułem w lędźwiach jakiś dziwny niepokój. Dodatkowo ziom znów wysterował mnie na GIGA - zacnie Kufa!
Droga mija sprawnie, podobnie jak rejestracja - odbieramy suweniry i spadamy montować gacie.
Rozgrzewka dziś przybrała nieoczekiwany obrót, kiedy to mój przyjaciel postanowił sprawdzić nasze umiejętności na trasie pucharu polski XC - oczywiście jak to śpiewał Fistach w "Testosteronie" GLEBA GLEBA GLEBA :D ziom postanowił zjechać, no i zjechał - w górze mignęły mi tylko jego nogi :D finaU: u zioma OK ale pojawiła się skaza na nowych hamulcach - FUCK - wyścig się jeszcze nie zaczął, a my już w plecy !#@ - no nie do końca - wzbogacam się o 24 złocisze i nacieramy na zjazd kolejny raz - UDAŁO SIĘ ZJECHAĆ BEZ OFIAR W LUDZIACH:]
Podekscytowani XC wracamy do fury po napoje i batony (koks i maści do namaszczania zmarłych zakupiliśmy wcześniej) i instalujemy się na starcie. Spotykamy jeszcze Zajączka i już w komplecie czekamy na finałowe odliczanie.
Początek hmmmmmmmmmmmm... tu miał być start honorowy i runda po mieście - dzizas bomba od startu, przepychanki - masakra, dalej organizator zaplanował podjazd, na którym to miała być pierwsza selekcja - no i chyba nie wyszło - bo na OS-ie było dość ciasno - dodajmy że cholernie trudnym OS-ie. Góra - Dół, Góra - Dół i tak non top przez ładnych kilka km. Generalnie trasa fantastyczna i chyba nie pomylę się jak powiem, że Diabelsko techniczna!
Na trasie miałem wrażenie, że ktoś do nas strzelał - przynajmniej z wiatrówki choć bolało jakby to było MAGNUM kaliber 44 - wpakowaliśmy się w rój pszczół czy innego ścierwa, ja zarobiłem 2 kulki w plecy i rękę, ziom podobno tylko w plecy. Ból zajebisty męczył mnie do później nocy, że o wyścigu nie wspomnę (pocieszać się można tym, że nie byliśmy w tym bólu osamotnieni - a chodzą też słuchy, że 1 kolesia odstawili na R-ce do szpitala). Ktoś na mecie mówił że to były szerszenie - generalnie nie polecam!
Cisnę swoje - 2 bufet i tu gość mnie pozamiatał... Pytam grzecznie "ile do mety?" pan grzecznie pyta "Mega czy Giga?" mówię Giga... Aaaaaaaaaaaaaa to my się jeszcze raz spotkamy - DEMOTYWATOR!
Po trzecim bufecie złapałem 2 batony, trochę picia i nie ukrywam odzyskałem kilka cennych WATÓW w nodze, doszedłem gości co wcześniej mnie wyprzedzali i ogień do mety - tam już tradycyjnie czekał na mnie roofoos - pogadaliśmy chwilę i zawinęliśmy żagle do Skierniewic.
Imprezę generalnie uznaję za udaną - fajnie znów było się ściurać na maxa!
- DST 40.00km
- Czas 01:10
- VAVG 34.29km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
ŻTC BikeRace Nowy Kawęczyn
Sobota, 18 sierpnia 2012 · dodano: 18.08.2012 | Komentarze 0
Dziś bez numeru startowego z ludźmi, którzy o kolarstwie wiedzą wszystko i jeżdżą na rowerze od kilkudziesięciu lat. To zaszczyt móc z nimi jechać ramię w ramię - oczywiście lekcja "gdzie twoje miejsce w kolarskim szeregu?" odrobiona z pokorą.
Kategoria M70 to taje do myślenia.
- DST 57.00km
- Czas 01:52
- VAVG 30.54km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Szosomania
Niedziela, 12 sierpnia 2012 · dodano: 12.08.2012 | Komentarze 0
No dziś wiało zacnie.
Ekipa uciekła na 2 górce i do mety w zasadzie samotnie. Pod koniec 1 kółka dopadam gościa i dziewczynę z OPTY GM, pan niestety podziękował po 1 okrążeniu, a dziewczyna usiadła na kole nie dając ani jednej zmiany. Pod koniec Józefatowa zgarniamy p. Edwarda ale niestety dziś chyba miał gorszy dzień i odpuścił przed Strobowem. Dalej do mety już lecimy we dwójkę - na górce czeka już ostudzony Roofoos :) gadu gadu i zwijamy żagle do domu
- DST 60.00km
- Czas 02:14
- VAVG 26.87km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Szosomania
Niedziela, 29 lipca 2012 · dodano: 29.07.2012 | Komentarze 0
No dziś się nie udało.
Pompa zacna dziś była. Kombajnista przyciął w CH... ale za to dojechaliśmy na metę ze ścisłą czołówką "D
foto:Krzysztof Kryczka
- DST 78.00km
- Teren 78.00km
- Czas 04:32
- VAVG 17.21km/h
- VMAX 59.00km/h
- Temperatura 22.0°C
- Kalorie 2569kcal
- Podjazdy 1136m
- Sprzęt Epic
- Aktywność Jazda na rowerze
żegnajcie nam dziś HISZPAŃSKIE dziewczyny...
Niedziela, 22 lipca 2012 · dodano: 22.07.2012 | Komentarze 0
Szłem drogą, kwiaty pachły ona mnie odepchła.. eeeeeeeee nie to nie tak. Dziś pobudka o 5 rano. Wcinam śniadanie, graty spakowałem wieczorem wiec ten punkt wycieczki miałem już z bańki. Szybki montaż, esemesiak do zioma i OGNIA. Podbijam po roofoosa pakujemy jego zabawki i spadamy - KIERUNEK ZAGNAŃSK, a w zasadzie jakaś dziura tuż obok Zagnańska. Dla niewtajemniczonych Zagnańsk to siedzibą takiego wyjebanego w kosmos drzewa co się zwie "BARTEK"
Droga mija sprawnie - fura zamienia się w "wesoły autobus" Docieramy na miejsce, siku, kupa co kto lubi - przebieranko, wcześniej odebraliśmy CHIPY, roofoos zainicjował sezon w ŚLR rejestracją w BZ.
Rozgrzewka - boring wiec pomijam.
Instalujemy się w sektorze a raczej na końcu. speeker coś tam mamrota, że trasa, że pogoda, a ja już jestem na siebie zły i zastanawiam się co ja właściwie robię w kolejce do dystansu MASTER - Org zapodał grzecznie na forum, że to 80kilo i grubo ponad 1000m w górę - po sąsiadach widzę, że rowerami nie jeżdżą raczej do samu po bułki. Miejscowe harty już rwą się do jazdy. Tradycyjnie 3-2-1 PAJECHALI!
Od startu asfalt i ogień do odcięcia. Szybko jednak się orientuję, że to chyba nie to - i oczywiście pierwszy podjazd na asfalcie i dziękujemy. Roofoos pojechał ja zostaję. Szarpię ile mogę ale bez większego efektu. Do 40 km nawet udawało mi się kilka osób wyprzedzić - co oczywiście poskutkowało tym że na 60-ym km to ja zostałem wyprzedzony, najpierw przez gości z mojego sektora, a potem pojawiły się harpagany z dystansu dla leszczy :D znaczy FAN.
Trasa ogólnie dziwna - albo szuter albo niewykarczowany las - no jazda po borówkach, trawie (bez jakichkolwiek ścieżek)nigdy mi nie leżała - nie abym się usprawiedliwiał ale miałem wrażenie że czasem to jakiś tubylec złośliwie zmienił strzałki i skierował trasę prosto w świeżo zaorane pole.
Podjazdy jak dla mnie zabójcze (ale dało się podjechać) - nie techniczne, choć były momenty - zwyczajnie trzeba było TYLKO wjechać - mała tarcza mogłaby być czasem jeszcze mniejsza :)
Zjazdy - tu różnie, kilka technicznych, a kilka na pełnym gazie V-MAX 59km/h i kupa w majtach, bo na szutrze wozi zbolały tyłek od lewa do prawa całą szerokością jezdni.
Ogólnie ugotowałem się strasznie - miałem chwile zwątpienia, w samotności człowiekowi przychodzą różne rzeczy do głowy a tu samotnie jechałem CA 70% trasy. Dałem radę dojechać do końca - roofoos znów dołożył mi zacnie i finito.
W drodze powrotnej były momenty :D polewkę mieliśmy co chwila do łez, Hiszpan, Monster to tylko kilka tematów, które powodowały że laliśmy w majty ze śmiechu :D
Gracjas Amigo! :D
- DST 57.00km
- Czas 01:44
- VAVG 32.88km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Szosomania
Niedziela, 8 lipca 2012 · dodano: 08.07.2012 | Komentarze 0
Zmasakrowałem się strasznie.
Grupa zasadnicza uciekła mi już na pierwszej górce - dalej samotnie aż do Dębowej Góry, na Józku wciągam kolesia w koszulce QuickStep, podłączył się na koło. W Dębowej spotykam Zbyszka - dziś tylko treningowo, nie ściga się - doholował mnie prawie do samej mety. W międzyczasie zassaliśmy Jolę i gościa z RGK. Strasznie się wysuszyłem. Tempo mordercze - chyba nie kotłowałem jeszcze SM takim tempem - oczywiście byli też dużo lepsi więc nie ma co się ekscytować.
- DST 63.00km
- Teren 50.00km
- Czas 02:57
- VAVG 21.36km/h
- Sprzęt Epic
- Aktywność Jazda na rowerze
R.E.L.A.K.S czyli PB w Sochaczewie
Niedziela, 24 czerwca 2012 · dodano: 24.06.2012 | Komentarze 1
...Oczywiście nasz wyjazd nie miał nic, a nic wspólnego z relaksem :)
Tradycyjnie "wypoczęci" startujemy od Roofoosa tuż przed 9:00 - do Sochaczewa praktycznie rzut beretem (jakoś regułą staje się to, że albo jesteśmy na miejscu na styk albo mamy 2h stukania w jajo) wiec padło na stukanie w jajo. Szybka rejestracja, nie było jeszcze kolejek, walka z szalikiem i śmigamy na zbadanie ostatnich kilometrów przed metą.
Ponieważ to nasz pierwszy "koncert" na PB startujemy z jakże dobrego 6 sektora - normalnie super - szkoda tylko że to sektor dla matek z dziećmi, inwalidów na wózkach - czyli OSTATNI. Start z dupy - to lubimy!
3.2.1 Ogień i to dosłownie - średnia chyba nie spadała poniżej 40 - asfalt na rozgrzewkę tempo wręcz na spalenie.
Tak jak myśleliśmy sporo odcinków piaszczystych mocno dawało w dupsko - dociskałem mocno ale Roofoos trzymał koło. Niedługo trzeba było czekać na efekty NAPIERDALANIA od statu - po 2h jazdy odcięło mi prąd. Tempo siadło Roofoos wyskoczył na prowadzenie próbował szarpnąć pod górkę ale tu jeszcze jakoś się trzymałem - wpadamy na asfalt - złapałem "dobre koło" marki BDC no i wtedy to już mnie pozamiatali - Roofoos zmienia a ja zostaję wiec dobry kolega zaczekał i tak w zasadzie do mety - później się deczko pozbierałem ale to i tak pokazuje że po 2-2,5h jazdy zaczyna brakować.
Na mecie zameldowaliśmy się razem kolega trochę mnie zmotywował ale czułem, że gdyby chciał pozamiatałby mną jak ZAWODOWIEC.
Sprawdziłem wyniki i jednak ziom mnie objechał - co dziwne objechał mnie kolo z BACHY :/ hmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmm? STRENDŻ
Jakby nie było gracjas Gringo Zaje było się znów razem ściurać!
Relaks
- DST 52.00km
- Teren 40.00km
- Czas 02:47
- VAVG 18.68km/h
- VMAX 59.00km/h
- Temperatura 27.0°C
- HRmax 193 (101%)
- HRavg 172 ( 90%)
- Kalorie 2559kcal
- Podjazdy 700m
- Sprzęt Epic
- Aktywność Jazda na rowerze
Sandomierz i "piekło"
Niedziela, 6 maja 2012 · dodano: 06.05.2012 | Komentarze 3
Wyjazd rodzinny na "długi weekend" połączony z ŚLR w Sandomierzu.
Pogoda dopisała, trasa wymagająca, choć chodzą słuchy, że prosta i szybka. Ponad 700m w górę.
Na 17km drzewo zdjęło mnie z roweru prosto w pokrzywy - Kurwa PIEKŁO mnie całą drogę do mety jakby mnie ktoś przypalał - generalnie jakieś piekące te pokrzywy były - nawet przez spodenki miałem dupsko poparzone - dobrze, że "orzeł" ocalał :]
Tuż przed metą (to już chyba tradycja na ŚLR) spada mi łańcuch z blatu, z tylu min. i pod górkę zaiwaniam z buta. Szybka naprawa i z bólem ruszam do mety (ciągle pod górę) na finiszu ogrywam jeszcze jednego zawodnika.
Ogólnie jechałem swoje, dałem się oczywiście kilka razy podpuścić ale wielkiego cierpienia nie było. Podjazdy bywały sztywne nawet 3 razy dymałem z buta - to i tak chyba nieźle. Ogólnie jestem bardzo zadowolony zwłaszcza, że odpocząłem od pracy i porowerowałem zacnie.
fotki od szejha